Sezon na kleszcze trwa w najlepsze, a ja od lat mam jedną żelazną zasadę: zawsze jestem przygotowana. Bo wiem, jak łatwo złapać kleszcza i jak trudno potem uporać się z jego skutkami. Od kiedy odkryłam prostą kartę, która mieści się w portfelu, nie ruszam się bez niej z domu. To nie jest żadna nowinka z internetu ani gadżet tylko „na pokaz”. To praktyczne narzędzie, które naprawdę działa. I kosztuje tyle, co dwa lody w budce nad jeziorem.
Kleszcze nie odpuszczają – nawet na chwilę
Wydaje się, że temat kleszczy wraca jak bumerang tylko wiosną, ale prawda jest taka, że żerują od marca aż do późnej jesieni. Z każdym rokiem są coraz bardziej aktywne, coraz bardziej agresywne i coraz bardziej niebezpieczne. Borelioza, odkleszczowe zapalenie mózgu – te nazwy zna już każdy. Ale świadomość nie zawsze idzie w parze z działaniem.
Zobacz także:
A to właśnie szybka reakcja po ugryzieniu może zadecydować o zdrowiu. Dlatego latem karta do usuwania kleszczy to moje must-have – zawsze trzymam ją pod ręką, czy to w kieszeni, torebce czy portfelu.
fot. hebe.pl
Karta do usuwania kleszczy. Tylko 17,59 zł w Hebe
Nie lubię przepłacać i nie wierzę w magiczne środki. Ale Bros karta do usuwania kleszczy, którą kupiłam w Hebe za 17,59 zł, jest dokładnie tym, czego potrzebuję. Jest mała, płaska, przypomina kartę bankową i działa – bez prądu, bez aplikacji, bez instrukcji obsługi na pięć stron. Ma dwa nacięcia, dzięki którym można łatwo usunąć zarówno dorosłe osobniki, jak i małe nimfy. Do tego lupa, która naprawdę się przydaje – zwłaszcza gdy kleszcz jest malutki albo ukrył się gdzieś w zakamarkach skóry.
Choć kupiłam ją z myślą o sobie i bliskich, to Bros karta do usuwania kleszczy okazała się ratunkiem także dla mojego psa. Po spacerze w parku wystarczyło kilka sekund, by zauważyć nieproszonego gościa na jego szyi. Zamiast panikować i szukać weterynarza, sięgnęłam po kartę i po sprawie. Bez szarpania, bez stresu. To samo działa u dzieci – o ile tylko są spokojne, zabieg trwa chwilę. I co ważne, można ją też wykorzystać do usuwania żądeł pszczół. Mała rzecz, a tak wiele możliwości.
Gadżet na kleszcze mieści się w portfelu. W terenie jest nieoceniony
Latem rzadko siedzę w domu. Pikniki, grille, wyjazdy na działkę czy biwaki nad rzeką to moja codzienność. A tam, wiadomo – kleszcze czają się wszędzie. Kiedyś miałam w apteczce pęsetę, ale to nie było ani wygodne, ani skuteczne. Z kartą jest inaczej – nie muszę niczego rozkręcać, dezynfekować czy kombinować. Wyciągam ją jak kartę płatniczą, przykładam do skóry, delikatnie wsuwam i gotowe. A że jest cienka i lekka, zawsze mam ją przy sobie. Nawet w portfelu mieści się idealnie.
W przypadku ugryzienia przez kleszcza czas ma znaczenie. Im szybciej zostanie usunięty, tym mniejsze ryzyko zakażenia. A przecież nie zawsze jesteś blisko domu, nie zawsze znajdziesz aptekę albo pomocną osobę. Dzięki tej karcie mogę działać od razu – bez obaw, że zrobię coś nie tak. Prosty mechanizm nacięcia pozwala wyciągnąć kleszcza w całości, bez miażdżenia i zostawiania fragmentów w skórze. A to najważniejsze, jeśli chodzi o profilaktykę.