Jesienią balkon wciąż potrafi tętnić kolorami, zwłaszcza gdy pelargonie jeszcze nie odpuściły sezonu. Ale gdy temperatury zaczynają zbliżać się do zera, pojawia się dylemat: co dalej z kwiatami? Przez lata po prostu się ich pozbywałam i wiosną kupowałam nowe. Dopiero gdy trafiłam na metodę zimowania „na sucho”, coś się zmieniło. Dzięki temu rozwiązaniu pelargonie przechowuję w warunkach domowych bez światła, w suchych kartonach, a mimo to wiosną startują z ogromną siłą. I co najważniejsze – nie muszę wydawać ani złotówki na nowe sadzonki.
Pelargonie można uratować. Jak zadbać o nie przed zimą?
Kluczowy moment to pierwsze zimne noce. Gdy temperatura nocą spada poniżej 5 st. C, pelargonie przestają rosnąć, a każdy przymrozek to dla nich ogromne zagrożenie. Właśnie wtedy trzeba je przenieść z balkonu do wnętrza. Ale zanim wylądują w domu, warto przyjrzeć się każdej roślinie. Chore, zaatakowane przez szkodniki czy bardzo osłabione egzemplarze lepiej od razu wyrzucić – nie przetrwają zimy i mogą zaszkodzić pozostałym. Do zimowania nadają się tylko zdrowe i silne rośliny.
Zobacz także:
Zanim pelargonie trafią do miejsca zimowego spoczynku, trzeba je przyciąć. Skrócenie pędów do 15–20 cm oraz usunięcie suchych liści, przekwitłych kwiatostanów i żółknących fragmentów to nie tylko zabieg estetyczny. To realny wpływ na jakość zimowania. Dzięki temu roślina nie traci energii na utrzymywanie zbędnych części i łatwiej przechodzi w stan spoczynku. Jeśli pelargonie nadal kwitną, przycinanie można przesunąć na później – ważne, by nie pominąć tego kroku całkowicie. Przycięte rośliny lepiej się regenerują i wiosną szybko wchodzą w tryb intensywnego wzrostu.
Zimowanie pelargonii „na sucho”. Na czym polega?
Przez lata klasyczne zimowanie w chłodnych, jasnych pomieszczeniach było jedyną znaną opcją. Pelargonie trafiały do nieogrzewanych klatek schodowych, werand, piwnic z oknem czy garaży. Warunek był jeden: musiało być jasno i chłodno (5–10 st. C). Trzeba było też pilnować podlewania: ziemia nie mogła całkowicie wyschnąć, ale przelanie groziło gniciem. Co kilka tygodni trzeba więc zaglądać do każdej doniczki. Jeśli wszystko poszło dobrze, wiosną pelargonie wracały do życia. Ta metoda działa – ale wymaga miejsca, dostępu do światła i regularnej kontroli. Nie każdy ma takie warunki, szczególnie w mieszkaniu.
To właśnie zimowanie „na sucho” zmieniło moje podejście do uprawy pelargonii. Metoda polega na wyjęciu roślin z ziemi i przechowywaniu ich... bez doniczek, w kartonach lub papierowych torbach. Bez dostępu światła, w ciemnej piwnicy lub nieogrzewanym garażu. Optymalna temperatura to nadal 5–10 st. C, ale odpada problem z miejscem – w jednym kartonie można zmieścić kilka roślin. Tak zimują w stanie niemal całkowitego spoczynku, a wiosną są gotowe do ponownego wzrostu.
Jak zimować pelargonie na sucho. Krok po kroku
Oto jak przeprowadzić zimowanie pelargonii „na sucho”:
- Na początek delikatnie wyciągnij pelargonie z doniczek. Ziemię strząśnij lub ostrożnie usuń ręką – korzenie powinny być możliwie czyste, bez grudek podłoża. Nie mocz ich i nie płucz, wystarczy dokładne oczyszczenie „na sucho”.
- Gdy rośliny są już przygotowane, zbierz je po kilka sztuk w małe pęczki. Można je lekko związać sznurkiem lub gumką – nie za ciasno, żeby nie uszkodzić łodyg. Tak przygotowane pelargonie są gotowe do przechowywania.
- Pęczki możesz położyć luzem w kartonie wyłożonym papierem lub zawiesić je korzeniami do góry (np. na sznurku w piwnicy). Ważne, by miejsce było chłodne, suche i przewiewne – sprawdzi się piwnica, spiżarnia, nieogrzewany garaż. Temperatura powinna utrzymywać się między 5 a 10 st. C.
- Choć to metoda „na sucho”, całkowite przesuszenie korzeni nie jest wskazane. Raz w miesiącu wystarczy spryskać delikatnie korzenie wodą. Alternatywnie można je włożyć na kilka minut do lekko wilgotnej szmatki lub ręcznika papierowego, ale tylko na chwilę.
Gdy minie ryzyko przymrozków – zazwyczaj po 15 maja – można wystawić pelargonie z powrotem na zewnątrz. Ale zanim trafią na balkon czy taras, warto im pomóc w starcie. Zacznij od przycięcia suchych końcówek, przesadzenia do świeżej ziemi i pierwszego podlewania. Już pod koniec marca można też uszczknąć wierzchołki pędów, co pozwala na lepsze rozkrzewienie. Po kilku tygodniach pelargonie budzą się do życia i zaczynają wypuszczać świeże pędy. Ich kwitnienie jest intensywne i długotrwałe, zupełnie jak w pierwszym roku.