Wrocław mierzy się z poważnym problemem, o którym mówią już „plaga szczurów". Ludzie komentują, że gryzonie mają „bardzo zadbane futerka”, ale nikomu nie jest do śmiechu. Co dzieje się na „Rat Street”?
„Rat Street". Ulica, którą aktualnie przejęły szczury
Ulica Igielna w centrum Wrocławia stała się symbolem miejskiego problemu. Mieszkańcy mówią wprost: szczury są tu widywane o każdej porze dnia. Jedna z mieszkanek przyznała, że wracając do domu z parasolką i obcasami, stuka mocniej po chodniku, by odstraszyć gryzonie, niestety bez większego skutku.
Zobacz także:
Ulica Igielna doczekała się swojej atrakcji / fot: Googlemaps.pl
Z czasem Igielna dorobiła się niechlubnej wizytówki „Rat Street”, a w Mapach Google pojawiła się pinezka oznaczająca to miejsce jako atrakcję. Pod nią sypią się komentarze o „zadbanych futerkach” i „wyjątkowej faunie”, choć nikt nie ukrywa, że sytuacja raczej przeraża niż bawi.
Opinia jednego z internautów pod pinezką na mapach Google / fot: Googlemaps.pl
Dlaczego jest ich aż tyle? Ekspertka tłumaczy
Według dr Edyty Wincewicz z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, szczury są mistrzami adaptacji. Ekspertka na łamach „Wyborczej" mówi o tym, że gryzonie jedzą wszystko, co znajdą, a ich tempo rozmnażania potrafi zaskoczyć nawet specjalistów. Ciąża trwa zaledwie trzy tygodnie, a samica może zajść w kolejną niemal od razu po porodzie.
W warunkach miejskich, gdzie nie brakuje odpadków i śmieci, takie możliwości sprawiają, że populacja rośnie błyskawicznie. Nic więc dziwnego, że gryzonie pojawiają się nie tylko przy śmietnikach, ale też na podwórkach i klatkach schodowych. Zdarza się nawet, że trafiają do mieszkań.
Wrocław walczy, ale problem nie znika
Miasto od kilku lat prowadzi szeroko zakrojoną deratyzację. W 2023 roku w centrum rozstawiono aż 10 tysięcy stacji deratyzacyjnych, zużywając prawie 4 tony trutki. Obowiązek walki ze szczurami obowiązuje przez większą część roku, jednak mimo tych działań efekty wciąż są dalekie od oczekiwanych.
Mateusz Krzyżowski z firmy DDD Serwis w rozmowie z „Wyborczą" oszacował, że we Wrocławiu może żyć nawet milion szczurów. Najwięcej gromadzi się tam, gdzie zalegają śmieci i odpadki spożywcze, a to problem, którego sama trutka niestety nie rozwiąże. Dopóki mieszkańcy i lokale nie będą dbać o porządek, deratyzacja jedynie spowolni rozwój populacji, ale jej nie zatrzyma.
Czy szczurów należy się bać? Fakty i obawy mieszkańców
Szczury od wieków kojarzą się ze strachem i chorobami. W kulturze uznawane są wręcz za „śmiertelnego wroga rodzaju ludzkiego”, jak zauważa Zbigniew Słuszkiewicz z Instytutu Filozofii i Socjologii UKEN w rozmowie z gazetą Wyborczą. Mieszkańcy Wrocławia nie ukrywają swoich obaw, wielu boi się o dzieci i zwierzęta domowe.
Dr Wincewicz w rozmowie z „Wyborczą” uspokaja, że przy zachowaniu podstawowej higieny ryzyko przenoszenia chorób jest minimalne. Największym zagrożeniem pozostaje więc nie tyle zdrowie, co komfort życia. Gdy gryzonie biegają po ulicach, śmietnikach i podwórkach, trudno czuć się bezpiecznie. A dopóki populacja będzie tak liczna, wrocławianie raczej nie odetchną z ulgą.









