Sezon grzewczy zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim rośnie zainteresowanie zakupem opału. Ostatnie doniesienia pokazują, że ceny węgla zaskoczyły wszystkich – obecnie możecie zapłacić znacznie mniej niż w ubiegłym roku, choć eksperci ostrzegają przed potencjalnymi problemami z dostępnością.
Dlaczego ceny węgla są niższe niż w ostatnich latach?
Obecnie za tonę węgla trzeba zapłacić od 1024 do 1600 zł, w zależności od rodzaju opału i miejsca zakupu. To spora różnica w porównaniu z rekordowym rokiem 2022, gdy ceny sięgały nawet 3500 zł. Jak podkreśla Łukasz Horbacz, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla w rozmowie z portalem „WP Finanse”, obecne stawki są nawet niższe od poziomów sprzed kryzysu, jeśli uwzględnić inflację.
Zobacz także:
To efekt stabilizacji łańcuchów dostaw, zwiększonego importu oraz powolnego spadku popytu na węgiel w polskich domach. Coraz więcej gospodarstw decyduje się na modernizację systemów grzewczych, jednak proces ten przebiega wolno z powodu wysokich kosztów inwestycji.
Jak kształtują się obecne ceny węgla?
Zanim zdecydujecie się na zakupy, warto wiedzieć, jak obecnie wyglądają stawki w największych punktach sprzedaży. Daje to jasny obraz sytuacji na rynku i pozwala lepiej zaplanować budżet na sezon grzewczy.
W internetowym sklepie Polskiej Grupy Górniczej ceny kształtują się następująco:
-
Węgiel luzem (groszek): 1150–1400 zł za tonę
-
Węgiel w workach: 1400–1600 zł za tonę
-
Orzech: 1150–1400 zł za tonę
-
Kostka: 1150–1250 zł za tonę
Południowy Koncern Węglowy oferuje:
-
Groszek w workach: 1024–1140 zł
-
Groszek luzem: 1280–1360 zł
W porównaniu z ubiegłym rokiem ceny węgla spadły średnio o 7–19%, w zależności od rodzaju opału. To dobra wiadomość dla portfeli, zwłaszcza że w ostatnich latach wiele osób boleśnie odczuło wzrosty kosztów ogrzewania. Dodatkowo oznacza to większą swobodę w planowaniu budżetu na zimę.
Dlaczego warto kupić węgiel wcześniej?
Jak podaje „WP”, eksperci ostrzegają, że mimo spadku cen na rynku wciąż występuje duży deficyt surowca. W Polsce z węgla korzysta około 3,5 mln gospodarstw domowych, co przy średnim zużyciu 6 ton rocznie daje 18 mln ton zapotrzebowania. Tymczasem krajowe kopalnie dostarczają zaledwie 3–4 mln ton rocznie. Brakująca ilość pochodzi z importu, głównie z Kolumbii i Kazachstanu.
Według Jerzego Markowskiego, byłego wiceministra gospodarki, największe zakupy odbywają się od sierpnia do października. To czas, gdy klienci chcą zabezpieczyć się na zimę, obawiając się późniejszych braków i podwyżek. Możliwe są jednak pewne zagrożenia – silniejsze mrozy, wahania kursu dolara czy kłopoty z importem mogą doprowadzić do wzrostu cen.