Może i wyglądały niepozornie, ale „Kaśki” miały status sprzętu, który w PRL-u po prostu musiał być w każdym domu. Były produkowane i sprowadzane m.in. przez czeską firmę Orion i niemiecką Wenko, a ich przewaga nad tradycyjnymi „jamnikami” była oczywista — działały bez prądu, były ciche i gotowe do użycia w każdej chwili. Dzisiaj te kultowe szczotki na kiju nie tylko budzą nostalgię, ale też zyskują drugą młodość. Na portalach ogłoszeniowych można je kupić już za kilkanaście złotych, a współczesne modele, wzorowane na oryginalnych Kasiach, sprzedają się zaskakująco dobrze.

„Kaśka” wraca do łask. Dlaczego znów chcemy sprzątać jak w PRL-u?

Choć na pierwszy rzut oka „Kaśka” była jedynie blaszanym pudełkiem z obrotowymi szczotkami, w latach PRL-u uchodziła za prawdziwy technologiczny hit. Działała zupełnie bez prądu, więc nie generowała kosztów, była lekka i mogła być obsługiwana nawet przez dzieci. W środku miała system szczotek, które zgarniały kurz i paprochy do pojemnika – czasem jednego, a w droższych modelach dwóch. Dla ówczesnych gospodyń była sprzętem szybkim, skutecznym i praktycznym.

Zobacz także:

Choć złośliwi twierdzili, że „Kaśki” potrafią „zebrać tu, wyrzucić tam”, większość osób zgodnie przyznawała, że do szybkiego odświeżenia dywanów sprawdzały się idealnie. To dlatego dzieci często dostawały zadanie „przelecenia” nią po dywanie, zanim przyszli goście. W muzeum „Czar PRL” wielokrotnie podkreślano, że ten sprzęt budował codzienność tamtych czasów.

Dziś wiele osób wraca do takich rozwiązań z prostego powodu — ekologia i wygoda. „Kaśki” nie zużywają prądu, nie hałasują, są proste w konstrukcji i właściwie nie da się ich zepsuć. A do tego nadal świetnie działają. Wystarczy kilka ruchów i dywan wygląda lepiej, a podłoga jest odświeżona bez konieczności wyciągania ciężkiego odkurzacza.

„Kaśki” na rynku wtórnym i nowe modele. Ile kosztują i które warto wybrać?

Na portalach ogłoszeniowych kultowe sprzęty z PRL-u można kupić już od 19 zł. Ceny wahają się najczęściej od 20 do 50 zł, choć w idealnym stanie potrafią kosztować nawet 100 zł. Wiele z nich nadal działa bez zarzutu — to zasługa nieskomplikowanej konstrukcji i metalowych części, które po latach wciąż są sprawne.

Co ciekawe, pojawia się także coraz więcej współczesnych odpowiedników. W sklepach można znaleźć modele o nazwach Katie, Basia czy Jasiek, które do złudzenia przypominają legendarną Kasię. Działają tak samo: mają obrotowe szczotki, lekki korpus i uchwyty, które często można złożyć, by łatwiej schować sprzęt w szafie czy pawlaczu.

Współczesne wersje kosztują niewiele więcej — zazwyczaj 40–80 zł, dzięki czemu są atrakcyjną alternatywą dla klasycznych odkurzaczy. Zwłaszcza że do szybkich porządków sprawdzają się fenomenalnie. Bez kabli, bez hałasu i bez konieczności szukania gniazdka.