Przez długi czas sztuczne rzęsy były dla mnie nieodłącznym elementem makijażu. Dodawały spojrzeniu dramatyzmu, pięknie podkreślały oko i sprawiały, że nawet prosty make-up wyglądał wystrzałowo. Z czasem jednak zaczęłam zauważać, że ten efekt ma swoją cenę. 

Dlaczego postawiłam na klasyczną mascarę?

Zacznijmy od tego, że na sztuczne rzęsy wdawałam niemałe pieniądze. I choć pojedyncze opakowanie nie obciążało mojego portfela, to już kilka w miesiącu owszem.  

Zobacz także:

Druga sprawa to fakt, że regularne doklejanie rzęs, czy to w formie pasków, czy kępek, zaczęło odbijać się na kondycji moich naturalnych włosków. Stały się słabsze, rzadsze, a powieki częściej reagowały podrażnieniem. Nie bez znaczenia jest też koszt oraz czas, który trzeba poświęcić na aplikację i ewentualne poprawki.

Po pewnym czasie postanowiłam więc zrezygnować ze sztucznych rzęs na rzecz produktu, za który nie będę płaciła jak za zboże i który będzie można stosować codziennie bez obaw o kondycję prawdziwych rzęs. Tak trafiłam na Eveline Extension Volume 4D: tusz, który obiecuje efekt sztucznych rzęs, ale w tradycyjnej, znacznie wygodniejszej formie.

Już przy pierwszym użyciu czuć, że jest to po prostu bardzo dobra mascara. Rzęsy stają się wyraźnie gęstsze i dłuższe, a spojrzenie nabiera intensywności. Co ważne, efekt można stopniować, bez obaw że rzęsy zaczną się sklejać, czy że pojawią się na nich grudki produktu. 

 Ta mascara z Eveline genialnie wydłuża rzęsy

fot: hebe.pl

O tym, czy mascara dobrze robi swoją robotę, w dużej mierze decyduje szczoteczka. Eveline zastosowało tu dwa opatentowane rozwiązania: PERFECT BRUSH™, BOLD & FLEXY BRUSH™ oraz technologię DuPont Hytrel®. Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że szczoteczka jest bardzo elastyczna i niezwykle precyzyjna: doskonale dopasowują się do kształtu oka i pozwalają dotrzeć nawet do najkrótszych rzęs w kącikach. To właśnie dzięki innowacyjnej szczoteczce rzęsy są dokładnie rozdzielone, wymodelowane i podkręcone. 

Nie bez znaczenia jest też formuła kosmetyku. Extension Volume 4D daje intensywny, głęboki czarny kolor i sprawia, że oko wygląda na bardziej wyraziste, a cały makijaż zyskuje profesjonalny charakter. Włoski są wyglądają na 10 razy gęstsze niż w rzeczywistości, do tego są podkręcone i pięknie ułożone, co w ogólnym rozrachunku wygląda nawet lepiej niż „doklejki”. A różnica w komforcie noszenia jest znaczna. 

Warto dodać, że ten tusz nie obciąża rzęs i nie osypuje się w ciągu dnia. Możecie mieć pewność, że makijaż pozostanie świeży przez wiele godzin, bez konieczności poprawek.

W tym roku naprawdę odpuszczam sztuczne rzęsy. Zamiast obaw o stan rzęs wybieram sprawdzoną mascarę, która w kilka chwil daje efekt pogrubienia, wydłużenia i spektakularnego podkręcenia, a do tego kosztuje w Hebe 13,79 zł, czyli grosze.